ZAMYŚLENIA NA II NIEDZIELĘ ZWYKŁĄ 2016-01-31

Rozpocznijmy dzisiejsze rozważanie od anegdoty, która pokazuje pewien sposób patrzenia na życie. Otóż w jednym z małżeństw po kilkunastu latach wspólnego życia toczy się następujący dialog: „Popatrz! Muszę prać, prasować, sprzątać; nigdzie nie mogę wyjść. Czuję się wręcz jak Kopciuszek!” – mówi żona do swego męża. Odpowiedź mężczyzny jest krótka i dosadna: „Przecież mówiłem, że ze mną będzie ci jak w bajce!”.

W tej anegdocie, która tchnie wielkim sarkazmem, mamy do czynienia z „postawieniem na głowie” tego, czym powinna być prawdziwa miłość małżeńska, czym powinna być rodzina. Można chyba postawić również tezę, że sarkazm towarzyszy nam także w wierze. Można przecież sarkastycznie powiedzieć: „Jestem wierzący, dlatego grzeszę i wiem o tym”. Jest to również postawienie wszystkiego na głowie! Niestety, wiara często rozmija się z życiem. I gdy dzisiaj słyszymy w Ewangelii niezwykle ważne słowa: „Uczyńcie, co wam mówi Syn”, to trzeba zapytać, co to dla nas oznacza? A może inaczej: Jak w tych trudnych czasach zrealizować wolę Bożą? Gubimy się bowiem coraz bardziej i coraz częściej. Jakże wielu chrześcijan przeżywa smutek, opuszczenie czy bezradność. Dzisiejsze czytania odpowiadają w bardzo konkretny sposób na pytanie: Co zrobić, aby być wiernym woli Bożej?
W drugim czytaniu słyszymy słowa: „Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra”. On udziela nam różnych darów. Tylko wtedy można być wiernym Bogu, jeśli wierzy się w siebie, w swoje możliwości: na przykład w to, że jestem w stanie pokonać siebie, zdać egzamin, że mogę poprawić atmosferę w domu. Każdy z nas obdarzony jest łaską i darami, dzięki którym możemy więcej niż nam się wydaje.
Jakże wzruszającą historię pokazano niedawno w naszej telewizji. Była to autentyczna opowieść o kobiecie, która po urodzeniu swoich dzieci straciła ręce. Największym bólem jej życia była niemożność przytulenia i pogłaskania ich. A my tak często nie doceniamy tego, że możemy kogoś dotknąć. Ta kobieta nie mogła tego uczynić, jednak nie poprzestała na rozpaczy, na swoim kalectwie. Stała się cenioną malarką. A maluje nogami i pędzlem trzymanym w ustach. Udowodniła sobie i innym, że to, co wydaje się niemożliwe, można wcielić w życie pod warunkiem, że wierzy się we własne siły. Właśnie to chciał powiedzieć św. Paweł: Jeszcze nic nie jest stracone! Trzeba dostrzec potencjał tkwiący w nas, który sprawi, że wszystko co się nie udało, może zakończyć się sukcesem.
Jednak wiara w siebie nie wystarcza. Wróćmy do dzisiejszej Ewangelii. Usłyszeliśmy polecenie: „Napełnijcie stągwie wodą”. Sługom to polecenie wydawało się absurdalne. Po co napełniać stągwie wodą, skoro potrzeba wina? Dopiero później okazało się, że „niemożliwe” stało się możliwym. Z tego krótkiego epizodu z życia Jezusa – pierwszego cudu, jaki uczynił, można wyciągnąć ważną prawdę: musimy bardziej wierzyć w Boga Wszechmogącego. Musimy wierzyć w to, że dla Boga nie ma spraw niemożliwych. A więc drogą posłuszeństwa woli Bożej oprócz wiary w siebie jest wiara mimo wszystko.
Jeden z księży kapelanów szpitala powiedział. Z jakim wielkim wzruszeniem wychodziłem kiedyś ze szpitala dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu, w którym na oddziale hematologii spotkałem sześcioletniego chłopca, który jako jedyny wierzył w swoje uzdrowienie. Wszyscy zgodnie twierdzili, że zostało mu tylko kilka dni życia. Nawet rodzice stracili nadzieję. Kiedy wychodziłem ze szpitala, mówi ks. kapelan, ten mały pacjent poprosił mnie o wspólną modlitwę. Nigdy później nie słyszałem takiej modlitwy i pewnie nie usłyszę. Była ona pełna nadziei i ufności: „Panie Jezu, pozwól mi jeszcze wiele razy całować moją mamę, mojego tatusia i mojego misia bo wiesz, że Oni i ja Kochamy Twoją Matkę”. I całuje do dziś (choć może nie misia, bo ma już 21 lat), dlatego że uwierzył w cud, uwierzył Bogu, zawierzył Maryi. Nam także potrzeba takiej dziecięcej ufności i wiary.
Istnieje jeszcze jedna ważna kwestia związana z posłuszeństwem Bogu, która likwiduje sarkazm, o jakim wspominaliśmy na początku naszych wspólnych rozważań. W pierwszym czytaniu usłyszeliśmy słowa samego Boga: „Mam w Niej upodobanie”. To upodobanie w narodzie izraelskim, który został tak mocno doświadczony. W Księdze Izajasza napisane jest z ogromną dobitnością, że jeśli wydaje ci się, że wszystko już stracone, że Bóg cię opuścił, pamiętaj: to nieprawda! Bóg jest, On cię nie zostawił. A zatem prawdziwa wiara to posłuszeństwo do końca, nawet wtedy, gdy znaki mówią: Bóg o tobie zapomniał.
W Wieliczce przed wojną żył i pracował sługa Boży brat Alojzy Kosiba. Kiedy umierał, powiedział następujące słowa: „Niczego się nie boję, bo całe życie powierzyłem Matce Najświętszej”. Jak mówią świadkowie, odchodził z tego świata z uśmiechem na twarzy, mimo cierpienia, mimo iż wydawało się, że Bóg go opuścił. Jeśli więc chcemy podjąć wezwanie Matki Bożej: „Uczyńcie, co wam mówi Syn”, jeśli chcemy być posłuszni woli Boga, musimy ufać do końca, nawet wtedy, gdy ta wola jest trudna do przyjęcia, niezrozumiała i zaskakująca.
Na koniec przytoczmy słowa pięknego przysłowia włoskiego, w którym tkwią głębokie prawdy życiowe: „Ci, co żyją nadzieją, widzą dalej!
Ci, co żyją miłością, widzą głębiej!
Ci, co żyją wiarą, widzą wszystko w innym świetle!”.
Obyśmy zarówno w chwilach pięknych, jak i trudnych patrzyli na nie oczami wiary! Wtedy na pewno wypełnimy polecenie Maryi: „Uczyńcie, co wam mówi Syn” – i będziemy szczęśliwi!



<< wstecz
© Parafia p.w. Świętego Krzyża i Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnowie