ZAMYŚLENIA NIEDZIELNE 2013-11-03

1. Najważniejsze spotkanie, ks. Edward Staniek

Żyjemy w świecie chorym na samotność. Zanikają więzi sąsiedzkie, więzy rodzinne, więzy środowiskowe. Jeszcze trzydzieści lat temu ludzie przed czterdziestym rokiem życia rzadko narzekali na samotność. Była ona marginesowym problemem. Dziś narzekają na nią dzieci, zwłaszcza te nieposiadające rodzeństwa. Narzeka młodzież, narzekają ludzie przed czterdziestką a nawet przed trzydziestką. Granica doświadczania samotności obniżyła się w sposób niepokojący.

Taka samotność ma wiele przyczyn. Zbyt wiele zajęć, duże tempo życia, brak czasu rodziców dla dzieci... Komputery, które pogrążają w samotności, mimo że stwarzają iluzję licznych spotkań na ekranach i w internetowej komunikacji z innymi. Ale to tylko iluzja. Powstają kluby samotnych, a jeśli ktoś w nich zawrze małżeństwo, jest nazywany zdrajcą środowiska... Kluby tylko pozornie usuwają samotność.

Samotność jest obecna w małżeństwach, bo brak w nich duchowej więzi. Samotność jest obecna w rodzinach. Jest nawet obecna w środowiskach powstałych przy kościołach, czyli w grupach apostolskich różnego typu.

To w takim świetle należy odczytać scenę z Ewangelii, w której bogaty celnik Zacheusz zapragnął zobaczyć Jezusa, a On odpowiedział mu, że chce do niego przyjść, aby raz na zawsze pozbawić go wirusa samotności. Zacheusz po spotkaniu z Jezusem już nigdy nie zaznał samotności. Jezus wyleczył go z niej na zawsze. Znamienne są Jego słowa: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu”. Gdzie jest zbawienie, nie ma samotności, bo życie jest zbudowane na miłości Boga i ludzi.

Wydarzenie z dzisiejszego fragmentu Ewangelii mówi o potrzebie szukania kogoś, kto uleczy serce z samotności. Zacheusz liczył, że Jezus mu w tym pomoże. Chciał Go tylko zobaczyć, ale Mistrz wiedział dlaczego, więc odpowiedział natychmiast. Imiennie go wezwał, by zszedł z drzewa, bo chciał pójść do jego domu.

A gdy wszedł do domu, okazało się, że Zacheusz był gotów rozdać połowę swych dóbr potrzebującym, bo doświadczył spotkania, które otwiera na innych. Samotność bowiem zamyka człowieka na Boga i na ludzi.

Trzeba, abyśmy dostrzegli wirusy samotności w naszych sercach i w naszych środowiskach. Należy je potraktować jako zapowiedź poważnej choroby. W świecie Ewangelii nie ma samotności. Trzeba odczytać Nowy Testament pod tym kątem i zobaczyć, w jaki sposób Jezus leczy ludzi z samotności.



2. Na drzewo - Augustyn Pelanowski OSPPE

Jerycho było wielkim centrum handlowym, gdzie można było spotkać rzymskich celników i żołnierzy, kupców i złodziei. Wiadomość o Rabbim z Nazaretu, który manifestował współczucie i miłosierdzie wobec potępianych, rozniosła się powszechnie i rozbudziła w Zacheuszu nadzieję. Ulice były zatłoczone, niski Zacheusz nie mógł niczego dojrzeć, nawet przepychając się wśród innych. Nikt nie zważał na jego bogate szaty i pozycję społeczną. Wspiął się więc na starą sykomorę i utknął gdzieś w koronie gałęzi. W pewnej chwili pod pniem drzewa, na którym siedział w tak dziecinnej pozycji, zatrzymał się tłum i sam Jezus. „Zacheuszu, zejdź prędko, bo dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zacheusz wspiął się na drzewo, żeby zobaczyć Jezusa, ale zapewne i dlatego, że wszyscy go przerastali, a może dlatego, bo chciał być zauważony? Ludzie poniżeni przez życie często mają marzenia, żeby wspiąć się wysoko w karierze, stać się sławnymi aktorami, wokalistami, chcą być piękni lub wykształceni. Jezus zobaczył nie tylko Zacheusza w koronie sykomory, ale i człowieka wspinającego się ku górze, który chce zdobyć trochę uznania, chociaż tak naprawdę gardzi sobą samym. Zobaczył też, że ta sama tendencja może uaktywnić w nim pragnienie wspinania się ku niebu, od uniżenia aż do korony chwały.

Człowiek wszędzie może zacząć swoje nawrócenie. Żeby jednak w ogóle coś dobrego zaczęło się w nas dziać, potrzeba od czegoś zacząć – nie od czegoś heroicznego i rewolucyjnego, ale czegoś zwykłego, jednego kroku, choćby wejścia na drzewo. Wszystko zaczyna się od kroku w stronę Jezusa. Zacheusz nie przypuszczał nawet, że tak niewinny krok w Jego stronę, może być nie tylko zauważony przez Niego, ale i stać się początkiem przemiany życia. Gdy ty i ja zaczniemy się wspinać na sykomorę modlitwy, zobaczymy nie tylko Jezusa i Jego dobroć względem nas, ale też naszą złość wobec innych.

Sykomora to rodzaj dzikiej figi, która ma owoce o gorszym smaku niż zwykły figowiec. Aby owoce nadawały się do spożycia, na kilka dni przed zerwaniem należało je naciąć na szczycie specjalnym nożem. Jeśli nie były nacięte, pojawiało się robactwo i już tylko ptaki mogły się nimi zająć. Nacięty owoc wydzielał etylen, który przyśpieszał dojrzewanie nawet sąsiednich owoców. Takim nacięciem jest słowo Boga, które rani prawdą i powoduje dojrzewanie do jej wyznania. Jeśli nie, pojawiają się robaki, złe duchy, a nasze serce psuje się jak gnijąca figa. Kiedy Zacheusz widział Jezusa w swoim domu, przyszło mu na myśl to wszystko, co złego uczynił. Przed jego oczami pojawiły się setki ludzi, których oszukał, brutalnie potraktował, wykorzystał, zranił, skrzywdził. Miłosierdzie Chrystusa nie jest dywanem, pod który zamiatamy niewyznane i wciąż popełniane grzechy. Żadna skrucha nie jest autentyczna, jeśli nie pociąga za sobą konkretnych decyzji. Kiedy w szczerości serca patrzymy Bogu w oczy, nie możemy nie zobaczyć zła, które ukrywa się za naszymi powiekami.



<< wstecz
© Parafia p.w. Świętego Krzyża i Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnowie