NIEDZIELNE ZAMYŚLENIA NA I NIEDZIELĘ ADWENTU 2012-12-02

Rozpoczynamy święty czas adwentowy. Idąc za słowami mszału, modliliśmy się o to, abyśmy przez dobre uczynki przygotowali się na spotkanie przychodzącego Chrystusa. Albowiem to jest rzeczywistość, którą żyjemy: z jednej strony – Jezus obecny od dwóch tysięcy lat pośrodku swojego Kościoła, z drugiej – nadchodzący i zbliżający się do nas nieustannie. Jego przyjście jest pewne. Bo tak jak dwa tysiące lat temu dokonało się to pierwsze – w ciele, tak kiedyś dokona się i to drugie – z chwałą i majestatem. A tymczasem mamy jeszcze do dyspozycji czas i chodzi o to, abyśmy umieli go dobrze wykorzystać.




Okres Adwentu jest takim mocnym przypomnieniem i wezwaniem. Mamy spełniać dobre uczynki i w ten sposób przygotowywać się na nadejście Chrystusa. Jakie są te uczynki? Można by wymieniać różne. My jednak zajmiemy się dziś jedynie tym krótkim ostrzeżeniem Jezusa: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych (...)” (Łk 21,34).

W świetle tych słów okazuje się, że owe dobre uczynki są przede wszystkim przejawem troski o nasze serce, które znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie. Jesteśmy świadomi, że grożą mu różnorodne choroby cywilizacyjne, a równocześnie z satysfakcją stwierdzamy ogromny postęp w ich zapobieganiu, diagnozowaniu i leczeniu. Jakże często o tym dyskutujemy, wykazując znakomitą orientację w temacie. Ale mówiąc o ludzkim sercu, poruszamy jedynie aspekt biologiczny, natomiast Jezus stwierdza – co może być dla nas bardzo zaskakujące – że zagrażają mu także inne niebezpieczeństwa, i to w bardzo konkretny sposób. Może się ono stać ociężałe i przytłoczone przez obżarstwo, pijaństwo i troski doczesne.

Rozpocznijmy może analizę tych zagrożeń od końca, od trosk doczesnych. W ich zakres wchodzą przede wszystkim zmartwienia dotyczące domowego budżetu. Bo od niego zależy, co będę jadł, czym się przyodzieję i jak zaspokoję podstawowe potrzeby całej rodziny. Troski doczesne to także problemy wiążące się z chorobą, cierpieniem i tym wszystkim, co dotyka mnie i moich bliskich, rodząc rozmaite obawy i lęki. Troski doczesne dotyczą często także mieszkania. Wielu go nie posiada, inni żyją w perspektywie utraty dachu nad głową. A praca? Przecież dziś nikt nie jest jej pewny. Jedni jej poszukują, drudzy żyją w nieustannym lęku, że zostaną jej pozbawieni. Troski doczesne wynikają również z egzystencji pośród świata, w którym jest tak wiele nienawiści i obojętności. Często nie jestem w stanie przewidzieć, jak się zachowa względem mnie drugi człowiek, i to nawet ten najbliższy, z którym przebywam na co. Wreszcie cała istniejąca sytuacja społeczna, która powoduje, że jedni bogacą się w horrendalny sposób, a inni żyją już na granicy nędzy. W wielu przypadkach są to grzechy wołające o pomstę do nieba, z których przyjdzie się rozliczyć tym, którzy decydują o takim kształcie rzeczywistości.

Żyjemy w kręgu takich doświadczeń, a Pan Jezus przychodzi do nas ze swoim słowem i przestrzega: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutektrosk doczesnych”; zaś na innym miejscu powie jeszcze konkretniej: „Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać” (Łk 12,22). Nie jest to bynajmniej zachęta do lekceważenia problemów doczesności i braku zaangażowania względem nich, lecz wyraźna wskazówka, by rozwiązywanie codziennych spraw powierzyć rozumowi i rękom, a nie obciążać nimi serca. Przy czym najistotniejsze wcale nie jest to, że ono mogłoby nie wytrzymać tych obciążeń, ale że groziłaby mu utrata tego, co najważniejsze: wiary, nadziei i miłości. Dlatego Chrystus wzywa: „Uważaj i nie pozwól na to, co byłoby dla twojego serca całkowitą klęską, nieporównywalną z tym wszystkim, co niosą ze sobą troski doczesne”.

Pan Jezus przestrzega także: „Uważaj, aby twoje serce nie było ociężałe wskutek obżarstwa”. Kojarzy się nam ono głównie z jedzeniem. Możemy się tak przejeść, że obciążymy nadmiernie nie tylko swój żołądek, ale i serce. To jednak najmniej istotny wymiar obżarstwa. Znacznie groźniejsze jest pożeranie. Świat – co widać na każdym kroku – jest pełen tego rodzaju zachowań, ale biada chrześcijaninowi, który przyjmie tę koncepcję i przyłączy się do pożerania samego siebie i innych.

To obżarstwo, to pożeranie siebie i drugiego człowieka, wyraża się w nieumiarkowanym pragnieniu posiadania, które jest nieustannie podsycane przez wszechobecną reklamę. Ona nas zalewa i przytłacza: wyziera z gazet i czasopism, wydobywa się z radioodbiorników i ekranów telewizyjnych, wylewa się z Internetu, wciąga w otchłań supermarketów, proponując istną rzekę produktów, które zaśmiecają nasze życie, bo jakże często realizujemy to nieumiarkowane pragnienie posiadania, co w sposób bezwzględny i okrutny nas niszczy. Dopiero dziś rozpoczął się Adwent, a już dawno serwuje się nam pełną paletę propozycji: drogocenne kruszce, imperium zmysłów, szykowne dodatki, gadżety i gry komputerowe dla nastolatków. Wydajemy na to wiele pieniędzy!

Pożeranie człowieka wyraża się również w tym, co się o nim mówi i pisze. Czym bowiem zajmuje się świat? Plotką: kto z kim flirtuje, kto się rozwodzi, kto kogo i z kim zdradził. Te „tak ważne wiadomości” stanowią przytłaczającą większość zawartości czasopism. Do kogo są one adresowane i kto je wchłania? Czyż nie my, ludzie ochrzczeni?!

A cała sprawa mody: co i jak należy nosić, aby stać się gwiazdą czy idolem, o którym się mówi i na nim wzoruje; czym się trzeba malować i perfumować; co sobie włożyć w nos, ucho, język czy pępek; jaką część ciała jeszcze odsłonić. Oto kolejna rzeczywistość, która również pożera człowieka.

A gonitwa za sensacją? Wydarzył się tragiczny w skutkach wypadek. Ktoś przeżywa dramat, zmaga się z cierpieniem i niebezpieczeństwem śmierci, ale dziennikarz chce koniecznie przeprowadzić wywiad. Dlatego – nie zważając na nic – wciska mikrofon między bandaże, nieważne, co przeżywa poszkodowany, byleby tylko na tym zarobić, byle ukazało się to na czołówce gazety czy w programie telewizyjnym!

A zalew pornografii, chamstwa, brzydoty i głupoty, którymi są oblepione witryny sklepów i kiosków. Byle pożreć człowieka! Każdy, kto to tworzy, powiela i wystawia, będzie za to odpowiadał przed Bogiem. Bo przecież dysponujemy wieloma cennymi i wartościowymi dobrami, mogącymi pokrzepić i ubogacić ludzkie serca, a ukazujemy jedynie to, co je poniża i druzgocze. Jakże często bowiem nosimy w sobie tylko jedno – pożreć człowieka!

I wreszcie najbardziej dramatyczna rzeczywistość, jaką jest reklama i produkcja środków antykoncepcyjnych i zabijanie dzieci nienarodzonych – pożerajmy je, bo niepotrzebnie się rodzą. A starego i niewygodnego człowieka też natychmiast zlikwidujmy i usuńmy wreszcie z naszych oczu. Popierajmy eutanazję!

Ale człowiek może obciążyć serce również przez pijaństwo. Oczywiście myślimy najpierw o nadużywaniu alkoholu, czyli o pijaństwie rozumianym wprost. Ale w szerszej perspektywie chodzi o wprowadzanie człowieka w iluzję życia, nie zważając na wynikające z tego osobiste i rodzinne dramaty. A cóż powiedzieć o narkotykach? Czyż nie słyszymy raz po raz, że tu albo tam odkryto ich produkcję na wielką skalę, i to także u nas, w Polsce?! A dealerzy rozprowadzający narkotyki i środki psychotropowe nawet wśród dzieci pozostają wciąż niekaralni – bo dlaczego człowiek, zwłaszcza ten młody, nie miałby posiadać narkotyku? Dlaczego nie ma sobie stworzyć iluzji? Dlaczego nie może znaleźć się na marginesie życia? Umożliwiajmy mu to, przecież jest wolny!

A nierząd, wszelaka rozpusta i prowokowanie tej rzeczywistości. Namawianie do tego nieomal dzieci! A potem obłudne obrażanie się i sąd nad młodym człowiekiem, który dokonał gwałtu. Potworna rzeczywistość iluzji życia, w jaką zostajemy wmanipulowani. I ta obłuda: „agencje towarzyskie”, „salony masażu” i wszelkie inne kłamliwe określenia – jest tego pełno! Wszystko jest dozwolone, więc trzeba robić, co się da, byle człowiek nie szedł zdrową ścieżką swojego życia, byle pozostał na marginesie, stoczył się w otchłań grzechu i stał się jego niewolnikiem!

Gdyby próbować zastanowić się nad tym, jakie niebezpieczeństwo najbardziej grozi naszemu organizmowi, to narzucają się dwie odpowiedzi: rak i zawał serca. Bo wielu z nas to pożeracze tytoniu, dla których palenie jest ważniejsze niż potrzeby biologiczne. Palimy nieomal wszędzie! Tymczasem na każdej paczce papierosów są napisy głoszące, że palenie powoduje choroby nowotworowe i zawał serca, i to nie tylko u palaczy, ale także u tych, którzy przebywają w ich otoczeniu. Ale to nikogo nie obchodzi. Pożeramy siebie nawzajem! Żyjemy w iluzji! Produkujemy sztuczne życie i przyspieszamy śmierć!

Zatem człowiek może siebie uciemiężyć przez obciążenie troskami i doświadczyć tak dotkliwie swoje serce pijaństwem i obżarstwem przez pożeranie siebie i innych. W przypowieści o synu marnotrawnym czytamy, że zagubiony młodzieniec pragnął napełnić swój żołądek omłotem wieprzów. Jakżeż to określenie pasuje do dzisiejszych czasów. To jest rzeczywistość, która niszczy ludzkie serce i powoduje, że nie ma już w nim miejsca dla Chrystusa – a przecież On jest jedynym jego ratunkiem!

To są konkrety, wśród których żyjemy na co dzień. Ponieważ Pan Jezus chce nas z tej mrocznej doliny wyprowadzić, dlatego wzywa: „Weź to swoje serce unurzane w błocie, szmirze, głupocie i wszelakiej iluzji. Zatroszcz się o nie! Obmyj z brudu tego świata, oczyść ze szmiry, uwolnij od iluzji i głupoty – niech to będzie właśnie ten dobry czyn, jaki masz spełnić, oczekując na moje powtórne przyjście. Ja nie będę szukał niczego innego. Pragnę tylko twojego czystego serca! Czy mi je dasz?”.



<< wstecz
© Parafia p.w. Świętego Krzyża i Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnowie