ZAMYŚLENIA NA IV NIEDZIELĘ ADWENTU 2011-12-18

1. Dzisiaj IV Niedziela Adwentu. Tempo przygotowań przedświątecznych staje się coraz szybsze. Wędrówki z choinkami, wyjazdy rodziców w poszukiwaniu prezentów, poprzedzone wsłuchiwaniem się w marzenia milusińskich i przeglądaniem wydruków z kont, wysyłanie życzeń. Czas się zagęszcza, działań coraz więcej: bo jeszcze to i tamto trzeba zrobić... Świat coraz bardziej przypomina choinkę, z wielością bombek i światełek oraz nieustannym globalnie nudnym brzdękiem „Merry Christmas”, a nie cichą, trudną, acz pełną radosnego oczekiwania drogę do Betlejem.


Warunkiem tej drogi, nawet pośród sympatycznych błyskotek, jest przyjęcie Obecności. Przyjęła Ją Maryja – „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Zgodziła się na Inną Obecność Boga w swoim życiu, na przyjęcie Słowa, na bycie Matką Mesjasza – Jezusa Chrystusa. Przyjęcie przez Maryję było ciche, nieznane, odległe od tego, co jej współczesnym wydawało się najważniejsze dla ich losu, dla losów ich świata. Objawienie tej Obecności, objawienie Jezusa Chrystusa światu, zaczęło się w betlejemską noc narodzin. Maryja miała świadomość, że to wielkie działanie Boga, otoczenie i przeniknięcie Jej życia Bożą Obecnością zmieniło je. Pozwoliło na radość – „Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch w Bogu moim Zbawcy. (...) Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny” Radością swą Maryja dzieliła się z Elżbietą, z Józefem, później – w ową cichą, świętą noc – włączyli się w nią i pasterze. Nigdy jednak nie była to radość oderwana od pełnej świadomości jej źródła – od Obecności.

Liturgia ostatnich dni Adwentu zaprasza nas do nauki takiego właśnie nierozdzielania, nieodrywania tego, co przeżywane wewnątrz, od tego, co zewnętrzne, radosne, pełne dźwięków, zapachów i tak koniecznej, zapobiegliwej krzątaniny. Co więcej: uczy, że pomimo zglobalizowanych świątecznych igrzysk konsumowania, rozgrywanych w przestrzeniach naszych miast, warto dostrzegać w prostych przedmiotach, zapełniających w tym świątecznym czasie nasz dom, nasz stół, znak radości z tej przedziwnej Obecności. Wtedy każda obecność, nawet trudna, będzie akceptowana, a puste miejsce przy stole – znakiem otwarcia na nią.

Jest jeszcze do zbadania, czy jestem już otwarty na radość i na jej źródło – Obecność. Jeśli w sercu więcej jest błyskotek niż ciszy wskazującej na Obecność, to warto coś zmienić. Niedawno jeden z zakonników rozdawał na ulicach Wiednia bon promocyjny na spowiedź adwentową. Znalazł się na niej krótki rachunek sumienia oraz warunki dobrej spowiedzi. W Polsce nie potrzeba jeszcze takich akcji, ale nie zawadzi sobie przypomnieć, że spowiedź to wspaniała promocja Obecności.



2. Święta już blisko. Trwają ostatnie przygotowania. Zmęczeni, z niepokojem patrzymy, czy wszystko, co potrzebne, aby świętować, mamy przyszykowane. Choinka, prezenty, świąteczne potrawy, wysłane życzenia... Czy jednak - bombardowani dekoracjami świątecznymi w sklepach i na ulicach, zdenerwowani w długich kolejkach do kas sklepowych - zastanawiamy się, po co to wszystko?

Życzymy sobie "wesołych świąt". I one takie będą - radosne i prawdziwe, ale pod warunkiem, że Chrystus narodzi się w naszym sercu. Ich treść dotrze do nas wtedy, gdy otworzymy się na działanie Boga i zaprosimy Go do siebie. Prorocy adwentowi upominali nas, że aby przeżywać święta, nie wystarczy posprzątać w domu i zrobić świąteczne zakupy. Trzeba też posprzątać w sercu. I to już ostatni moment, by przystąpić do sakramentu pojednania i przygotować serce na przyjęcie nowo narodzonego Pana. Bez tego pełne przeżycie świąt będzie niemożliwe. Boże Narodzenie to czas weryfikacji autentyczności naszych wzajemnych relacji. Dla niektórych święta te mogą być koszmarem, gdyż uświadamiają im, jak bardzo są samotni. To dotyczy nie tylko osób starszych, zapomnianych przez najbliższych bądź singli, którzy niczym meteoryt wędrują przez świat, w poszukiwaniu swego miejsca i bratniej duszy. To dotyczy także osób żyjących w rodzinie, ale nieczujących się dobrze wśród bliskich, wyizolowanych, emocjonalnie dalekich, obcych. Święta Bożego Narodzenia stanowią dla nich ciężar, gdyż wtedy - bardziej niż w pozostałe dni w roku - uświadamiają sobie brak miłości.

Niedawno słyszałem, jak pewien młody człowiek mówił: "Nienawidzę tych świąt. Są pełne obłudy, kłamstwa, udawanych uśmiechów, pozornej dobroci. W naszej rodzinie to najokropniejsze dni w roku".
Święta stanowią również okazję do weryfikacji naszego stosunku do Boga, do wiary, do Kościoła. Stawiają poważne pytanie: czy naprawdę wierzysz? Niektórzy próbują dać wymijającą odpowiedź, sprowadzając tajemnicę Bożego Narodzenia do tradycji religijnej, swoistego folkloru. Dla nich te święta mają charakter rodzinny, wypoczynkowy, relaksujący. Są swoistym rytuałem rodzinnym, który sprawia przyjemność i daje okazję do obdarowywania się prezentami. Nie trzeba być bardzo wierzącym, aby śpiewać kolędy i podziwiać szopki bożonarodzeniowe...

Świąt Bożego Narodzenia szczerze nienawidzą antyteiści bądź agnostycy i wiecznie szukający potwierdzeń tezy, że religia katolicka jest zła. Dla nich mówienie o Bogu, który stał się człowiekiem, aby podzielić nasz los i otworzyć nam Niebo, jest absurdem. Od pewnego czasu jesteśmy świadkami ataków na Boże Narodzenie. Gdzieś zabroniono dzieciom przygotowywania jasełek i śpiewania kolęd w szkole. Gdzie indziej wydrukowano 3 mln kalendarzy poprawnych politycznie, w których "zapomniano" zaznaczyć daty świąt chrześcijańskich. Komuś innemu przeszkadza choinka i Święty Mikołaj jako symbole zbyt fundamentalistyczne. Jeszcze inni zabraniają pisania "Merry Christmas", preferując "Happy Holidays". Dlaczego święta Bożego Narodzenia rodzą złość? Dlaczego komuś zależy na zdławieniu radości, którą wnoszą w nasze życie?

Na szczęście dla większości z nas święta Bożego Narodzenia są nadal ważne i pomagają odszyfrować orędzie, jakie niosą. Usłyszałem też kogoś innego, kto twierdził: "Boże Narodzenie jest cudowne. Wtedy czujemy się naprawdę sobie bliscy...". I bynajmniej nie chodziło mu o prezenty, świąteczny stół, słodkie "nicnierobienie". Klęcząc przy żłóbku, wiele osób doświadcza radości, którą daje bliskość Chrystusa. Żłóbek uświadamia im, że są kochani przez Kogoś, kto umie kochać bezinteresownie i bezgranicznie, szczerze i czysto. Betlejem uczy ich, że na świecie nie są sami, a w mrokach i blaskach codzienności jest z nimi Ktoś, komu na nich bardzo zależy. Każdy przeżywa te święta tak, jak umie.

By niczego ważnego z tych świąt nie stracić, trzeba się przygotować duchowo na ich przeżywanie. Temu służy rachunek sumienia. Jeśli zaniedbaliśmy spowiedź adwentową, przystąpmy do niej jak najszybciej. Byłoby nieporozumieniem przeżywanie świąt Narodzin Chrystusa bez zrobienia Mu miejsca, przyjęcia Go i obdarowania miłością. Dołączylibyśmy do mieszkańców Betlejem, którzy zamykali drzwi przed brzemienną Maryją. Nie można ograniczyć tych świąt do "dni wolnych od pracy"; trzeba wejść w ich religijny klimat poprzez uczestnictwo we Mszy Świętej i sięgnięcie po Słowo Boże. By owocnie przeżyć te święta, musimy wejść w siebie. Wtedy zewnętrzne dekoracje i piękno kolęd będą współbrzmiały prawdziwie.



<< wstecz
© Parafia p.w. Świętego Krzyża i Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnowie