Sto lat temu w Wigilię ... 2005-12-24

Wspaniały jubileusz setnych urodzin obchodzi Janina Ejgierd. Żywa krzyska legenda na świat przyszła dokładnie o północy, 24 grudnia 1905 roku. Do dziś cieszy się znakomitym zdrowiem i fenomenalną pamięcią, której można tylko pozazdrościć. Nie brak jej optymizmu i dobrego samopoczucia, choć przecież przyszło jej przeżyć lata wojen i zesłania. Dzięki ludziom takim jak ona mogliśmy przeżyć "po ludzku" PRL-owskie absurdy. Przez całe życie pokonywała trudności wywoływane ludzką nieżyczliwością, agresją i "bezinteresowną" głupotą. Ona sama, niejednokrotnie skazywana na najróżniejsze odmiany cierpienia i upokorzeń a nawet na śmierć, nie ma dziś do nikogo pretensji... Niezwykłe szczęście w życiu zawdzięcza światłu, które nosi w sobie, dzieląc się nim od stulecia. Tym niezwykłym darem jest tlące się w Pani Janinie betlejemskie światło wiary, nadziei i miłości.


Dla mieszkańców Krzyża, szczególnie tych starszych jest legendą. Tu się urodziła i rozpoczęła naukę. Była piątym dzieckiem Marii i Wojciecha Witków. Dziadek Janiny od strony Matki był stangretem księcia Sanguszki, a ojciec był właścicielem najładniejszych koni w okolicy. Seminarium Nauczycielskie ukończyła z wyróżnieniem, dostając następnie nakaz pracy w Kobryniu, niedaleko Brześcia nad Bugiem. Potem były Nowosiółki, gdzie stanęła przed wyborem – albo przestanie przygotowywać nielicznych tam katolików do pierwszej Komunii Świętej, albo straci mieszkanie u miejscowego Popa. Wybrała wiarę, zaś w efekcie wysłanego do biskupa donosu oskarżającego ją o szerzenie herezji... uzyskała zgodę nauczania religii w całym kraju.

W wieku 24 lat wyszła za mąż za Stanisława Ejgierda – szlachcica, pochodzącego ze starej żmudzkiej rodziny. Stanisław pracował wtedy za Baranowiczami, więc przeniosła się do niego. Pracowała chwilowo na poczcie w Baranowiczach. Następnie przeprowadzili się do Równego gdzie oboje pracowali również na poczcie i centrali telefonicznej, Stanisław był Naczelnikiem Poczty. Tu urodził się ich syn Zbigniew, a w Żabince syn Wiesław.
1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa i losy rozdzieliły małżonków. Stanisław został aresztowany przez Sowietów i słuch zaginął o nim na długie lata. Po wielu latach dowiedzieli się, że przez Kozielsk wywieziono go do Norylska. Stamtąd dzięki tworzonej Armii Andersa okrężną drogą trafił do Teheranu a potem przez Monte Cassino do Wielkiej Brytanii. W 1947 roku wrócił do kraju. Zmarł w maju 1970r., przepowiadając własną śmierć. Na wieść o śmierci gen. Andersa powiedział wtedy "To teraz czas na mnie ..." Tak też się stało 10 dni później.

W najtrudniejszym, wojennym okresie kilkakrotnie Pani Janina mogła uniknąć zesłania lub śmierci za cenę zrzeczenia się polskiego obywatelstwa. Wybrała jednak Ojczyznę – tę noszoną w sobie. Gdy po raz pierwszy, bez jakichkolwiek wahań, odmówiła zrzeczenia się polskości trafiła do jednego z pierwszych transportów na Wschód. Razem z dziećmi wywieziono ją w czerwcu 1940 roku na stację gdzie załadowano ich do bydlęcych wagonów. W ogromnym ścisku panował potworny chaos. Przede wszystkim nie wiedziano, dokąd jedzie pociąg. Okazało się, że za Ural, do Kazachstanu. Spędzili tam pięć długich lat i cztery miesiące. Janina nie poddała się jednak. Postanowiła pomagać Polakom, na podstawie zabranych książek lekarskich leczyła ludzi, była przewodniczącą Polaków w Siemioziornym obłast` Kustanaj, organizała życie kulturalne, tworzyła poezję. Za nielegalne ratowanie życia innym została aresztowana i skazana na karę śmierci przez zaczadzenie. Cudem ją przeżyła, jak sama mówi, dzięki Matce Boskiej Ostrobramskiej, która razem z nią, pod postacią małego pamiątkowego obrazka z tekstem modlitwy była w tym samym więzieniu przetrzymywana w celi obok… jak się okazało później drzwi celi śmierci były nieszczelne a ona tracąc przytomność upadła twarzą w otwór pomiędzy drzwiami a podłogą…

Takich strasznych przeżyć miała Pani Janina w Kazachstanie całe mnóstwo. O niektórych opowiedziała nam podczas długiego wywiadu udzielonego portalowi (pierwszy odcinek zapisu dźwiękowego tej arcyciekawej rozmowy możecie odsłuchać w portalu www.intarnet.pl).
Po wyjściu z więzienia wpisana została na tzw. „Czarną Listę” dla Polaków, którzy mieli zakaz powrotu do Polski. Skazani na wieczne przebywanie w Kazachstanie. Z narażeniem życia i podstępem uzyskawszy pozwolenie uciekła z dwójką swoich dzieci na Ukrainę a stamtąd wraz z dziewczynką chorą na gruźlicę, powróciła w rodzinne strony. Nota bene dziewczynka dotarła do Krakowa i została wyleczona …

Powrót do domu trwał 3 miesiące nadziei, zwątpień i walki o przetrwanie. Udało się! 25 września 1945 roku Dotarła do Krzyża, gdzie w dalszym ciągu mieszkali jej rodzice. Zatrzymała się u nich z dziećmi i przystąpiła do szukania pracy dla siebie i szkół dla swych synów. W Polsce niewiele ludzi wiedziało co to jest Kazachstan, zatem musiała odpowiadać na pytania w stylu: „Co mnie obchodzi że była pani w Kazachstanie. Jak chciała tam pani pojechać to pani sprawa a dzieci nie dopełniły obowiązku szkolnego”, lub: „a jakiś dowód, że pani w szkole pracowała pani ma jakieś zaświadczenie z poprzedniej pracy?”. Ludzie tutaj nie mieli pojęcia, że pewnej nocy wpadło do domu NKWD, dawało 15 minut na spakowanie się i w bydlęcych wagonach i warunkach uwłaczających ludzkiej godności wywożono na poniewierkę. I nikt przecież wtedy nie myślał o papierach dokumentujących pracę lub obowiązku szkolnym, a tylko o tym żeby przeżyć do najbliższego świtu… Problemów kłębiło się dużo. Wreszcie 11 października 1945 dostała pracę we wsi Siedlec nad Dunajcem. Wróciła do zawodu pedagoga, do którego została stworzona i który bardzo kochała. Jednak wieś nie przyjęła jej przychylnie. Nazywano ją Rusinicą, obawiając się, że zaprowadzać będzie ruskie zwyczaje. Nie miała tam mieszkania, nikt nie chciał w domu Rusinicy, mieszkała kątem u sołtysa. Zwołała zebranie, na którym powiedziała że jest z Tarnowa i opowiadając, co przżyła w czasie wojny - natychmiast znalazło się dla niej kilka mieszkań, ona jednak postanowiła opuścić Siedlec. Poprosiła o przeniesienie. W 1946 roku dostała posadę w Rutce niedaleko Wierzchosławic. Tam też nie przyjęto jej entuzjastycznie, ale Janina stwierdziła, że już o to nie dba. Będzie robić to, co umie najlepiej a może czas przyniesie odmianę. Tak też się stało. Organizowała po swojemu imprezy, wyremontowała szkołę, pomagała uczniom jak mogła. Gdy w 1955 roku przeniesiono ją do rodzinnego Krzyża mieszkańcy Rutki bardzo żałowali „swojej” nauczycielki. W Krzyżu czekał ją kapitalny remont szkoły, gdyż jak stwierdził inspektor szkolny „Warunki tam panują niebezpieczne. Niech sobie Pani wyobrazi, Pani Janino, że jeden nauczyciel wpadł przez sufit do klasy na parterze…".

Praca, pracą, ale mieszkanie było w Rutce i Janina codziennie z tej Rudki do Krzyża dojeżdżała rowerem… Wydawało by się, że powrót do Krzyża- rodzinnej bądź co bądź miejscowości, to szczyt szczęścia, ale jak wiadomo najtrudniej być prorokiem we własnym kraju… Gdy mieszkańcy Krzyża dowiedzieli się, że kierownikiem szkoły ma być kobieta podnieśli bunt. Nie wnikając w personalia tej kobiety pięcioosobowa delegacja udała się do Wydziału Oświaty z pretensjami, że tej Rusinicy nie chcą u siebie a poza tym „baba jest za miętka do takiej roboty, tu mężczyzny potrzeba”. Inspektor wysłuchał i powiedział: „Wspomnicie kiedyś moje słowa, ale pięciu chłopa nie zrobi tego, co potrafi ta kobieta. Na kolanach do Częstochowy powinniście iść z podziękowaniem, że w ogóle przyjęła ta posadę”.

Janina nie poprzestała na remoncie starego budynku szkolnego. Pobudowała nowy piękny budynek szkolny, który nie był ujęty w żadnych planach ! Starsi wiedzą, że plan pięcioletni to był twór, w którym niemożliwe było nanoszenie jakichkolwiek poprawek. Nie dla Janiny. Janina naniosła poprawkę. Wybudowała szkołę wyrywając fundusze spod ziemi, pozwolenia i co najważniejsze materiał… W uznaniu tych zasług dla dzielnicy w nagrodę dostała pismo z naganą za ... zuchwałość. Pomysł pobudowania szkoły w Krzyżu narodził się wraz z włączeniem Krzyża w obręb miasta Tarnowa. Niestety, miasto oprócz poszerzenia swych granic nie przewidziało żadnych korzyści dla nowej dzielnicy. Janina pojechała do Krakowa dowiedzieć się jakie są szanse aby szkoła powstała. Dowiedziała się, że praktycznie żadne, ale niech się przejdzie na wszelki wypadek do MiastoProjektu. Tam Janina udając, że ma pozwolenie na budowę ... wybrała projekt budynku i postarała się o pozwolenie budowy. Tu młodszym trzeba wytłumaczyć logikę tamtych czasów. Niby nie było pozwolenia Kuratorium ale może gdyby było pozwolenie Miatoprojektu to… Natomiast w Miastoprojekcie gdyby było pozwolenie Kuratorium to… I tym sposobem Janina , która wybrała się „na wszelki wypadek” do Miastoprojektu wytłumaczyła się, że pozwolenie z Kuratorium o c z y w i ś c i e ma ale przez „roztargnienie” zostawiła w domu w Tarnowie a przecież jak już przyjechała… O c z y w i ś c i e dostała wymaganą pieczątkę i z tą pieczątką udała się do kuratorium po pozwolenie…

Sprawa niedługo wyszła na jaw i zaczęły się wyrzekania, kto dał pozwolenie na budowę. Kuratorium zwalało winę na Miastoprojekt, Miastoprojekt na Kuratorium a Janina budowała szkołę w Krzyżu. Do tego włączyła się Miejska Rada z Tarnowa, no bo skoro rozpętała się jakaś batalia „na szczytach” potrzeba zająć stanowisko i zachować twarz. Skutkiem czego dostawała od nich czasem jakąś pomoc finansową. Zresztą w dużej mierze Janina sfinansowała budowę z własnej kieszeni (szczególnie pierwsze etapy budowy).
Szkoła miała być oddana do użytku we wrześniu 1962 roku, ale ze względu na „niedoróbki”, otwarcie przesunęło się o rok. Kłopoty również były z nadaniem imienia szkole. Janina wymyśliła sobie Stefana Jaracza, a to dla tego, że Stefan Jaracz mieszkał w dzieciństwie w Krzyżu, chodził do starej szkoły czteroklasowej. Dużo w życiu osiągnął i za zasługi postanowiła obrać go patronem szkoły. Partia wymyśliła, że patronem szkoły będzie jakiś ważny działacz aktywista. Ale znów zadziałała logika tamtych czasów. Jeśli Sekretarz Partii to…. Jeśli władze Tarnowa to… Dzięki małemu minięciu się z prawdą Janiny szkoła jednak nosi imię, jakie nosi…
I tak oto 1 września 1963 roku nastąpiło uroczyste otwarcie szkoły, na które zaproszeni zostali oprócz delegacji z władz Tarnowa i Krakowa, aktorzy z teatru im Jaracza z Olsztyna i Ateneum z Warszawy. Przybyła również córka Stefana Jaracza Hanna Jaraczówna. Feta była olbrzymia.
Przygrywała orkiestra kolejowa, dla gości przewidziany był poczęstunek w stołówce szkolnej, a dla mieszkańców tańce na tzw. „podłodze” przed szkołą.

To nie jedyna inicjatywa Janiny w Krzyżu. Jak, mówią wdzęczni mieszkańcy tej dzielnicy, takich "pomników" swej własnej aktywności i operatywności postawiła Pani Ejgierd na północy Tarnowa więcej. Stawiała bowiem tylko pomniki, które służyć mogły innym. Postarała się m.in. o drogę asfaltową, autobus, wytyczała przystanki autobusowe, jeszcze raz wyremontowała budynek starej szkoły i urządziła tam miejsce dla filii nr 9 Miejskiej Biblioteki Publicznej, przeniosła tam również agencję pocztową, a były budynek poczty przystosowała na przedszkole.
Przez wiele lat była radną dzielnicy (w czasach, kiedy owa funkcja była bezpłatna). Dziś mówi, że jednej rzeczy tylko żałuje… Że nie postarała się do końca o Dom Kultury, na który miała już działkę i materiał. Cegła została sprzedana, a pieniądze przekazano na konto gazyfikacji Krzyża. Kolejny to zresztą pomnik, jaki "postawiła sobie" Pani Janina, a korzystają z niego wszyscy.
W uznaniu zasług została udekorowana wieloma medalami.

Oprócz pracy, Janina posiada oczywiście hobby, są nią podróże po Polsce i świecie. A więc zwiedziła wiele miast i krajów Europy – Bułgaria, Warna, Złote Piaski, Rumunia, Bukareszt, Mamaja, Eforie Nord, Konstanza, Jeziora Słone, Morze Czarne, Węgry, Budapeszt, Czechosłowacja, Praga, Bratysława Niemcy, Berlin, Lipsk, Wernikered, Góry Harzu, Jugosławię, Zagrzeb, Wyspę Raab, półwysep Istra, Austrię, Wiedeń, Francja, Paryż, Lourdes, Sycylię i wiele, wiele innych, ciekawych miejsc.
I znów była w Rosji, ale tym razem tylko na wycieczce, zwiedziła Moskwę, Leningrad – tam muzeum zwiedza się 7 godzin, była w teatrze, cyrku, przejechała wodolotem cała Zatokę Ryską. Była w Abchazji w górach.
Wreszcie dwa razy była w Rzymie, w Watykanie w 1975 i 1983 roku w Castel Gandolfo spotkała się z Ojcem świętym i ma pamiątkową fotografię. Zwiedziła Asyż, Pompeje, Katakumby, Monte Cassino, Jezioro Capri, Neapol, skąd samolotem poleciała na Sycylie do Palermo – mieszkała nad Morzem Egejskim w Citta del Mare. Była wysoko 1150 m w mieście kamiennym Eurica.
Samolotem leciała 11 razy, a w Kazachstanie jechała na wielbłądzie.

Jak z perspektywy wieku patrzy na te długie, trudne i pracowite dziesięciolecia? – Więcej życzliwości i pomocy otrzymałam na zesłaniu, z rąk Rosjanek, niż we własnej Ojczyźnie. Mimo, iż moje życie było trudne, współczuję młodym ludziom, którym przyszło dziś żyć. Jak powiedziałam – urodziłam się sto lat temu, o północy, w Pasterkę, pod szczęśliwą – bo Betlejemską gwiazdą. Ksiądz najpierw wpisał jako datę urodzenia 25 grudnia, ale potem poprawił na 24-go. Jestem więc urodzona podwójnie i życie mam podwójne. A zawdzięczam je Matce Boskiej Ostrobramskiej...
Szczęście, jakie zostało jej dane w pamiętną Noc Wigilijną i jakie towarzyszy jej przez całe życie, Pani Janina traktuje jako wielkie zadanie, bynajmniej nie w wymiarze symbolicznym. Dzieliła się tym szczęściem - betlejemskim światłem zapalonym w niej 100 lat temu, również z nami, mocno nas ściskając po zakończonej, długiej jubileuszowej rozmowie.

Dziś rano w jej domu rodzinnym, zajmowanym wraz synem Wiesławem, synową Janiną oraz wnuczką Katarzyną odbyła się miła uroczystość jubileuszowa. Życzenia od Premiera i Wojewody a także w imieniu Prezydenta Bienia i swoim własnym przekazywali na ręce szacownej Jubilatki m.in. kierownik USC, wiceprezydent Tarnowa, radni, proboszcz miejscowej parafii, szefowie krzyskich instytucji. W wigilijną noc podczas Pasterki o zdrowie i Łaski Boże dla Pani Janiny modlić będą się krzyscy parafianie. Prawdziwą jednak jubileuszową fetę na Sali Gimnastycznej przy Szkole, która tak wiele zawdzięcza tej niezłomnej kobiecie, zaplanowano na dzień 21 stycznia. Wiceprezydent Sasak, kiedyś uczeń Pani Ejgierdowej, obiecywał po raz kolejny, że zatańczy wówczas ze swoją wychowawczynią walca...

Zapraszamy do wysłuchania cyklu opowieści pani Janiny Ejgierd na portalu inTARnet.pl. Posłuchajcie pierwszego odcinka historii jej życia - wejdź na portal inTArnet.pl

M. Poświatowski, P.Dziża

W tekście wykorzystano także obszerne fragmenty jubileuszowego tekstu, swoistego c.v. Jubilatki, napisanego przez wnuczkę Pani Janiny, Katarzynę Ejgierd-Aksamit.



<< wstecz
© Parafia p.w. Świętego Krzyża i Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnowie